Robert Szewczuga
„Kosmita włoskiego pochodzenia mieszkający w malowniczo położonej metropolii na południu Polski” ( Bielsko Biała) – mówi o sobie zakochany w gwiazdach i w księżycu Fabrizzio. Tak nazywają go przyjaciele (kto nie wie dlaczego, niech spojrzy na zdjęcie). Miłość do muzyki to w jego przypadku sprawa naturalna, ponieważ Tata jest perkusistą, a Mama grała kiedyś na skrzypcach. Sam Robert wybrał najpierw wiolonczelę, potem kontrabas (w Państwowej Szkole Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Bielsku Białej). Stanęło jednak na basówce (w Studium Jazzu i Muzyki Rozrywkowej w Katowicach). Fabrizzio od lat uśmiechem w stylu Rudolfa Valentino uwodzi tylko swoją ukochaną żonę Monikę. Innych w lot zjednuje sobie poczuciem humoru. Na śmiech Roberta nie ma mocnych. Największy ponurak widząc go zgiętego wpół i zanoszącego się od śmiechu, też pójdzie w jego ślady. Ludzie w depresji powinni nagrywać sobie śmiejącego się Roberta jako sygnał telefonu! Terapia tania i skuteczna! Sam Robert to urodzony optymista i marzyciel. Choć trochę zazdrości ptakom skrzydeł, to twierdzi, że czuje, że je ma gdy: „…band płynie razem, wszystko groovi, jest flow!” To według niego chwile magiczne! Podobnie jak te, kiedy obserwuje swoją córeczkę Victorię. Jest tatą totalnie zakręconym na punkcie małej. Druga (po rodzince) jego wielka i niezmienna miłość to gitara basowa. Często zabiera ją ze sobą do samochodu, wyjeżdża wysoko w góry i ćwiczy w plenerze. Marzy mu się że kiedyś znajdzie więcej czasu dla swoich dziewczyn. Ruszyłby wtedy z nimi na włóczęgę, bo uwielbia długie spacery, przyrodę i kuchnie świata. A gdyby miał naprawdę duuuużo czasu? Zabrałby rodzinkę i gitarę w podróż na Księżyc. A tam wykonałby pierwszą międzygalaktyczną serenadę na basie… Jesteśmy za!