Mirosław Hady
Człowiek poczciwy i Odyseusz. Aktywny inaczej. Uwielbia sporty ekstremalne i stacjonarne. Zimą narciarstwo, w telewizji, naturalnie. Latem fascynuje go rywalizacja pod wodą, więc każdą wolną chwilę spędza nad stawem, z wędką w garści. Jak na człowieka poczciwego przystało, zawsze wysoko cenił sielską zadumę w podmiejskich okolicznościach przyrody, więc gdy nadarzyła się okazja, przeniósł się ochoczo na wieś, a tym samym udowodnił zwykłym zjadaczom chleba, że marzenia i plany życiowe są od tego, żeby je realizować. W starym domku na wsi kontempluje nad złożonością świata z Ewcią, swoja żoną, ale czasem przeszkadzają im w tym czarny kot i biały kot (nie mylić z „Czarnym kotem, białym kotem” Emira Kusturicy), czyli teraźniejszy dorobek młodego małżeństwa. Zarówno sporty, jak i medytacja na łonie natury są nie tyle epizodami, co niezbędnym uzupełnieniem muzycznych wędrówek Odyseusza – Mirka. Powiadają, że w czepku urodzony (niektórzy nawet dodają, że w żółtym, a to już naprawdę nie byle co) bezpiecznie pływa po oceanach muzyki różnej. Nieobce są mu odległe zatoki zachodniego Królestwa Flamenco i orientalne tunezyjskie prądy. Rodzimy folk jest mu bezpieczną Itaką. Zawsze do niego wraca jak do ciepłego domu. A jego Penelopa zawsze czeka i rozumie te wojaże, bo sama śpiewa. Zespół daje mu poczucie bezpieczeństwa, bez którego nie wyruszyłby nigdzie. Co prawda Akademia Muzyczna w Krakowie nie wydaje dodatkowej karty sternika, to jednak wieloletnie doświadczenie wilka morskiego zrobiło swoje. Gdy wystukuje rytm, jest po prostu szczęśliwy.